Anastazja Pazura „WSTYD”
Wystawa: 8-21 października, Foyer Teatru 6.piętro
Wernisaż: 7 października, 19:30, Foyer Teatru 6.piętro
————————————————————————————————————–
Wstyd leży u podstaw naszych najgorszych reakcji: zazdrości, tabu, kompleksów. Wstyd nie ma jasnego przeciwieństwa. Strach ma odwagę, złość ma spokój, wstyd jedynie jest lub go nie ma. Bezwstydność, brak wstydu to pierwszy krok do otwarcia niewygodnej dyskusji, pozwolenia sobie na radość z cudzych sukcesów, spojrzenia na siebie i innych z dozą wyrozumiałości. Innymi słowy: bezwstydność pozwala na wyjście ze swojej, często toksycznej, strefy komfortu. Zachęcam każdego do spróbowania bezwstydności i z tej wyzwolonej pozycji spojrzenia na ciemne strefy swojego życia jeszcze raz.
W tej wystawie skupiłam się na kobietach i ich poczuciu wstydu, chociaż ten problem dotyczy każdego, ale gdzieś musiałam zacząć. Poprosiłam dwadzieścia kobiet o pozowanie nago i znalezienie przyczyn swojego wstydu, a później ich analizę. Zaczęło się od fizyczności, ale na tym się nie skończyło.
Całość marketingu kierowanego do płci pięknej opiera się na wywoływaniu poczucia wstydu i zazdrości. Jednocześnie w narracji sugerującej, że nie powinnyśmy o tych uczuciach ze sobą rozmawiać bo są błahe. Chciałabym przede wszystkim pokazać, jak wstyd wywołany marketingiem, tradycją i stereotypami koroduje naszą pewność siebie i zatruwa codzienność. Ciężko o tym rozmawiać bo przecież wstyd to wąż jedzący własny ogon. Mamy udawać, że wstyd nic nas nie kosztuje, ani psychicznie ani finansowo. Mamy zapychać pory, leczyć nieuleczalny cellulit, chudnąć w pasie ale tyć w biuście, jeść sezonowy superfood, wybielać zęby i tyłki, golić każdy włos co nie rośnie na głowie, spędzać tysiące godzin i złotówek a wszystko po to, żeby móc powiedzieć, że tak się budzimy każdego ranka, że tak nas identycznie potraktowała matka natura. Co sezon to samo tylko inaczej. Każda z nas wie, że jest odwrotnie, że gonimy wciąż za wirtualnym zajączkiem piękna i kosztuje nas to bardzo dużo, przede wszystkim energii.
Wstydzimy się siebie nawzajem, naszych wyuczonych ocen, opinii i nie chcemy być ośmieszane za plecami. Uważam, że jedynie szczerość i bezwstydność mają szansę ten ciąg wydarzeń przerwać.
Dość robienia nas w bambuko, zatrzymajmy się na moment, żeby zdefiniować źródła naszego wstydu: co wpoiłyśmy sobie same, a co jest wywołane przez wszędobylski wyścig szczurów. Nad którymi aspektami rzeczywiście warto popracować, a które możemy sobie w końcu odpuścić. Uważam, że dzielono nas mentalnie i skutecznie przez dziesiątki lat bo razem mamy więcej siły niż osobno.
Technika jest dwojaka, cyfrowo-analogowa, wstydziłam się jej przez długi czas, bo wydawało mi się, że powinnam zdecydować się na jedną lub drugą, jednak stwierdziłam, że warto ten wstyd odrzucić i zamiast tego zaufać mojej dwojakiej naturze. Obrazy zostały najpierw narysowane na tablecie a później wydrukowane i potraktowane farbą akwarelową. Krople farb zatrzymują się na mikroskopijnych wybrzuszeniach wydrukowanych linii, opływając ciała moich modelek.
Anastazja Pazura o sobie…
Zawsze eksperymentowałam, empirycznie sprawdzałam co mnie parzy a co nie. W domu bez fundamentów, gdzie nic nie było jasne a moja w nim rola zmieniała się bez przerwy nie mogłam inaczej. Wciąż byłam nieprzygotowana i za mało konkretna, nauczyłam się więc świetnie kłamać, żeby zachować jakąś tam wewnętrzną chociaż ciągłość wydarzeń. Przecież trzeba próbować, bo „raz kozie śmierć” i rzeczywiście umierałam wiele razy.
Długo chcialam się uwiązać do kogoś z fundamentem z nadzieją, że i mnie to uziemi, ale bezskutecznie. Oddałam komuś stery i znów umarłam bo roztrzaskaliśmy się w drzazgi. Musiałam odbudować cały swój statek, na szczęście miałam obok siebie ludzi, którzy uświadomili mi, że błędy to lekcje a nie strata czasu. Jedyna rzecz, nad która mam całkowitą kontrolę to moja waga. Bawiłam się nią kiedyś w te i wewte z różnymi skutkami, a teraz walczę ze wstydem z nią związanym.
Ze mną można przeżyć prawdziwą przygodę chociaż nie nadaję się na sternika. Jestem sroką, co się świeci to moje: brokat, złoto, sekrety, to czego nie chcesz powiedzieć jest jak bursztyny, które znajduję w piachu tego co chcesz, żebym usłyszała. Oburzam się na brak zaufania chociaż wiem, że to proces, który musi potrwać, bo sama długo uczę się ufać. Hipokryzja nie jest mi obca.
Potrafię wyjechać nagle, na miesiąc, na stopa, ładować baterie na dzikich plażach, bez planu i zapomnieć o tym, że w ogóle mam dom. Regularnie wychodzę z mojej strefy komfortu, żeby znów nabrać trochę perspektywy. Z natury zachowuję dystans do wszystkiego co konkretne, ostateczne i końcowe. Nic nie jest dla mnie oczywiste ani jednoznaczne. Nie umiem czytać w myślach. Wciąż jestem jedną nogą w drzwiach, zachowawczo.
Uczyłam się najpierw w Polsce, w Ogólniaku Nazaretanek przy Czerniakowskiej, nie polecam, bo o argumenty było ciężko. Wszystko miałyśmy brać “na wiarę”, a to prowadziło tylko do bardzo nijakich dyskusji i ciemnych odpowiedzi.
Religią nigdy się nie zatrułam i wiary w nadprzyrodzone nie mam, wierzę za to w ludzi i ich możliwości. Wierzę w siłę solidarności i w moc odosobnienia. Wierzę w mądrość, doświadczenie, obserwację, dyscyplinę, talent i pracę.
Formatywne więc były dopiero studia. Pierwsze w Coventry, w Anglii. Wyprowadziłam się z domu tuż przed maturą i tak już zostało, na uczelnie chadzałam z pobliskiego akademika. Nasza uczelnia była świetnie wyposażona. Można było robić wszystko: biżuterię, rzeźby, malarstwo, wyginać metal, malować samochody, twarze i budynki, szyć ubrania, projektować, wywoływać manualnie zdjęcia itd. Takim zapleczem może pochwalić się niewiele szkół, zarówno Polskich, jak i zagranicznych.
Po powrocie do Polski postanowiłam, dla własnej uciechy, pójść do filmówki bo zawsze z tyłu głowy zastanawiałam się czy genów rzeczywiście “nie da się wydłubać” i czy może też mam talent na scenie. Chyba mam, nie jestem pewna, jednak bez cienia wątpliwości mogę stwierdzić, że to były najbardziej formatywne trzy lata mojego życia. Nadal korzystam regularnie z ćwiczeń dykcyjnych i emisyjnych. WSF było jak Las Vegas, działy się tam rzeczy nie do opowiedzenia, emocje nie do wyrażenia, sytuacje nie do powtórzenia a wszystko tak głęboko wpłynęło na to, jakimi jesteśmy teraz ludźmi, że nie sposób zapomnieć żadnej chwili.
Dziękuję wszystkim, którzy mnie akceptują, znoszą i kochają. Wierze Wam i wierze w Was, bez Was nie byłoby niczego.
Kurator wystawy: Iwona Kowalczyk
Zdjęcia z wernisażu: Paulina Pander