13.05.2016

Recenzenci o "Wujaszku Wani"

Drodzy widzowie, gorąco zachęcamy do zapoznania się z recenzjami spektaklu "Wujaszek Wania". Spektakl Andrzeja Bubienia oparty o arcydzieło Antoniego Czechowa rozpoczął sezon 2015/2016 w Teatrze 6.piętro.

Z recenzji Joanny Dreczki:

W spektaklu nie odnajdziemy zbyt wiele przerysowanych symboli i eksperymentalnych posunięć. Królują za to prostota, subtelna gra emocji, doskonała gra aktorska i wielowątkowa, wartka, trzymająca w napięciu akcja. Wszystko to sprawia, że widowisko jest zarówno interesujące jak i głęboko przejmujące. Stanowi okazję, żeby na tę niemoc i pustkę, która jest w każdym z nas, spojrzeć z dystansu. Warto.
("Klasycznie dobre", Dziennik Teatralny, źródło)

Nadieżda Tarszys - uznana badaczka, rosyjska krytyczka teatralna:

Najlepsi aktorzy, ulubieńcy publiczności swobodnie odnajdują się w rysunku nakreślonym jak zawsze twardą reżyserską ręką. Na pierwszym planie są jednak nie aktorzy, ale bohaterowie Czechowa, tak już znajomi!
("Nasza sytuacja – i moja, i twoja – jest beznadziejna”, Petersburskie Czasopismo Teatralne, źródło)

Z recenzji Katarzyny Bińkiewicz:

Spektakl w reżyserii Andrzeja Bubienia ogląda się w skupieniu i wyjątkowej czujności. Niewyobrażalną stratą byłoby zgubić choć jedno wzruszenie, jeden gest. Każda emocja jest wiązką energii, strumieniem, który uderza w przestrzeń. Nieskończoną przestrzeń. W nicość. Nicość przeszywającą, bolesną, ale ważną i potrzebną. W „Wujaszku Wani” w Teatrze 6.piętro każdy z bohaterów otoczony jest dźwiękoszczelnym szkłem. Głusi na siebie nawzajem, przede wszystkim są głusi na siebie samych. Swoje pragnienia, swoje emocje, swoje potrzebny.
("Znane piekło czy nieznane niebo?", portal autorski Krytykat, źródło)

Fragment recenzji opublikowanej na portalu Subiektywnie o Teatrze:

W „Wujaszku Wani” uwagę przykuwa scenografia (Anita Bojarska) przedstawiająca wnętrze domu. Na czterech ściankach, umieszczonych z tyłu sceny, wyświetlane są obrazy (między innymi spływające po szybie krople deszczu, padający śnieg), co tworzy niezwykle ciekawy efekt wizualny. Ponad to przestrzeń sceny podzielona jest czterema ażurowymi, ruchomymi konstrukcjami z wbudowanymi szafkami/skrzyniami pełniącymi również rolę siedzisk, którymi poruszają bohaterowie, wchodzą na nie, siadają. W spektaklu zachwyca oświetlenie uwydatniające piękno scenografii i niezwykle efektownych kostiumów „z epoki”. Świetna jest muzyka (Piotr Salaber) budująca nastrój niepewności, niepokoju momentami wywołująca ciarki na plecach. Klimat spektaklu podkreśla unoszący się nad podłogą dym, snujący się jak mgła. We mgle poruszają się bohaterowie – apatyczni, melancholiczni, spowolnieni, jakby zniechęceni, zobojętniali, co świetnie oddaje nastrój dramatu Czechowa. (źródło)

Fragment recenzji opublikowanej na portalu Okiem Widza:

Aż trudno uwierzyć, że taki potencjał wartości, jakim bohaterowie dysponują, jaki wypracowali, nie ratuje ich a niszczy. Prawda nie wyzwala. Degraduje. Pozbawia sensu życia. Nie broni, nie jest orężem a gwoździem do trumny za życia. Dlatego pewnie każdy jest tak zamkniętym w sobie światem, do którego nie sposób dotrzeć, by mu pomóc, by go uratować. Ocalić. Wszyscy poddali się, zrezygnowali, bo sam powrót do tego, co było jest pustym gestem. Radość życia nie odrodzi się z tego pogorzeliska jak feniks z popiołów. Pozwoli zaledwie trwać, wegetować. Rozpłynąć się we mgle codzienności.
(źródło)

Z recenzji Agnieszki Kobroń:

Nie podlega wątpliwości, że spektakl jaki stworzył Andrzej Bubień choć niesie ze sobą rozwiązania trudne i przerażające, zachwyca. I to nie tylko dzięki aktorskiej grze, ale również przez sam pomysł realizacji oraz umiejętne wykorzystanie potencjału dzieła Antoniego Czechowa. Wszystkie te elementy sprawiają, że sztuka Wujaszek Wania nabiera kształtów i wyrazistości, stając się przewodnikiem po utraconym życiu.
(autorski portal Afisz Teatralny, źródło)

Fragment recenzji Macieja Bielaka:

„Wujaszek Wania” w Teatrze 6. piętro jest przedstawieniem tradycyjnym zarówno w interpretacji, jak i w środkach wyrazu. Spora część spektaklu Bubienia rozgrywa się na lekko przyciemnionej scenie, co – używając określenia Jerzego Koeniga – dodaje przedstawieniu „mgiełki księżycowej”. W odbiorze pomaga też muzyka, która wprowadza elementy grozy i niepokoju, ale też podkreśla subtelność scen miłosnych. Jednak zdecydowanie największym atutem tego spektaklu jest Wojciech Malajkat w roli tytułowej. Aktor celnie ukazał narastające szaleństwo swojego bohatera, który z początku jest zgryźliwym cynikiem bezlitośnie wykpiwającym otoczenie, następnie przeistacza się w groźnego furiata, a pod koniec spektaklu staje się kompletnie wyobcowany. Poza tym Malajkat umiejętnie łączy tragizm z komizmem, co widać zwłaszcza w scenie próby zabójstwa profesora – kiedy aktor wypowiada słowa: „No i nie trafiłem”, widzowie momentalnie wybuchają śmiechem.
("Ludzie, którzy zmierzają donikąd", autorski portal MiernikTeatru, źródło)

Z recenzji Mikołaja Kozaka:

Po wielu nieudanych w ostatnim czasie podejściach, mamy wreszcie na warszawskiej scenie Czechowa prawdziwego,nieokradzionego z tego wszystkiego, co go tworzy - zderzenia miraży z codziennym cierpieniem ("przed którym nikt się nie może ukryć") i - jednocześnie - łagodnym jego znoszeniem, niemym krzykiem przegranych (ludzi zbędnych) i głuchym tryumfem "zwycięzców", a przede wszystkim z samą Rosją, której duszę najczęściej odtwarza się w polskich teatrach nieudolnie.
("Czechow prawdziwy", portal NaTemat.pl, źródło)

Fragment recenzji autorstwa Magdaleny Kuydowicz:

Pracoholizm, narastające zmęczenie topione w alkoholu, brak sensu w codziennej pogoni i czasu na osobiste szczęście… Te tematy tak bardzo nas dotyczą, a gdy mówi o nich Astrow, okazuje się, że były aktualne już ponad 100 lat temu i niewiele się od tej pory zmieniło. Słowa Czechowa brzmią ze sceny gorzko i prawdziwie.
(Zwierciadło, źródło)

Ewa Wojciechowska:

Dzieło Czechowa daje wyjątkowe możliwości, jego treść i charakter zapewniły mu tak wiele inscenizacji, ale ta zapadnie w mojej pamięci na bardzo długo. Znakomici aktorzy od wcielającego się główną rolę Wojciecha Malajkata, przez Annę Dereszowską, Irenę Jun, Dorotę Krempę, Joannę Żółkowską, Piotra Machalicę, Miłogosta Reczka, po kreującego postać Astrowa Michała Żebrowskiego, przenosi grę bohaterów w najczulsze zakamarki emocji widzów. Ja w obsadzie znalazłem kilka wyjątkowych smaczków – Malajkat, czyniący z Wani protoplastę bohaterów granych przez Woodego Allena, Żebrowski, który od pierwszych słów otwierającej sceny budzi niepokój później wypełniany wachlarzem emocji, Żółkowska, drugi raz grająca w Wujaszku, po tym jak 35 lat temu zagrała Sonię w Teatrze Telewizji, no i największe wydarzenie wieczoru czyli Dorota Krempa wcielająca się właśnie w postać Soni. Młoda aktorka wyłoniona spośród 180 kandydatek starających się o tę rolę na castingu. Krempa jest odważna i samodzielna, ale jednocześnie musiała pilnie pracować z reżyserem by zmierzyć się z tak świetnymi kolegami. Zrobiła to fenomenalnie.
(portal autorski "Na końcu czerwonego dywanu", źródło)